środa, 31 lipca 2013

Rozdział piąty.




ROZDZIAŁ PIĄTY

Chris

Znów kolejny sen. Idę po złocistym piasku, a przypływające fale lekko uderzają moje stopy. Słońce świeci jak zawsze w moich snach jasno, lecz coś jest nie tak. Wszystko na pierwszy rzut oka wydaje się takie samo, ale w tym śnie brakuje tego uczucia… Uczucia, dzięki któremu zawsze czuję się bezpieczny i potrzebny.
                Stoję i czekam na niego czując, jak woda uderzająca moje nagie stopy gwałtownie zmienia temperaturę. Teraz jest zimniejsza i czuję się, jakby ktoś postawił mnie w samym środku wiaderka z lodem. Piasek też już nie jest złocisty. Teraz wygląda jakby był wymieszany z gliną i błotem. A słońce… Ono nie grzeje już tak jak wcześniej. Świeci o wiele słabiej, a jego promienie ledwo przebijają się przez nadchodzące znikąd czarne, burzowe chmury.
                Wszystko jest nie tak… Wszystko powinno wyglądać jak dawniej… Złocista plaża, promienne słońce, cieplutka woda i on. Co prawda trzy pierwsze rzeczy są, a raczej były, a jego jak nie ma tak nie ma. Już dawno powinien przybiec i uśmiechnąć się niebiańsko jak zawsze.
                Nie wiem jak taki sen mógł się zmienić w coś tak straszne… W snach zawsze chowałem się przed szarą rzeczywistością, a teraz… Szara rzeczywistość… A może to już nie sen… Może to ta szara rzeczywistość, w której jestem sam.
                Nie!
               Nie jestem w niej sam! Mam Santanę! Ona zawsze wie, co powiedzieć i zrobić. Zawsze jest przy mnie, gdy jej potrzebuję. Gdyby tutaj była, wiedziałaby, co zrobić. Wiedziałaby jak zmienić ten koszmar w piękny sen o złocistej plaży, świetlistym słońcu i ciepłej, przyjemnej wodzie. Tak bardzo mi jej tutaj brakuje.
               - Chris!
               I właśnie wtedy ją usłyszałem.
               - Chris!- poczułem piekący ból na policzku.- Jak się zaraz nie obudzisz to podrę całą Twoją kolekcję Teen Vogue.
               Od momentu, w którym Santana mnie uderzyła słyszałem każde jej słowo, ale nie miałem siły otworzyć oczu.
               Leżałem na czymś miękkim, znając życie położyła mnie na kanapę. Było mi wygodnie, nawet bardzo. Leżałem na kanapie słuchając jej kazań i nawet nie zastanawiałem się na, że głos Santany pobiega z naprzeciwka, a moja głowa leży sobie spokojne na kolanach, a to nie mogą być kolana Santany, czyli… Cholera!
               Szybko otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to przestraszonego Darrena. Oddech miał przyśpieszony, cały się trząsł, a jego oczy były wypełnione strachem i żalem. Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy tak na mnie patrzył. Mimo strachu  w oczach, nadal wyglądał pociągająco i nie mogłem się powstrzymać by nie spojrzeć w nie głębiej. Uśmiechnął się do mnie ciepło i wtedy znów to poczułem. Ten spokój, gdy on się uśmiecha, ciepło bijące z jego serca, uczucie, które z każdą minutą się nasila. Uczucie, którego brakowało w moim śnie.
               - Witamy wśród żywych- Santana ścisnęła moją dłoń przywołując mnie tym samym na ziemię.
               - Hej- spojrzałem na nią i kątem oka zauważyłem, że Darren się zarumienił i odwrócił głowę.
               - Martwiłam się, co się stało?- przyjaciółka spojrzała na mnie z oczami pełnymi troski i niepokoju.
               - Nie, nic… Już wszystko w porządku- powiedziałem i uświadomiłem sobie, że nadal leże na kolanach Darrena. Podniosłem się powoli, by nie wzbudzić podejrzeń Santany i uśmiechnąłem się ciepło do kolegi, a ten odwzajemnił uśmiech.
               - Przecież widzę, że coś jest nie tak. Zemdlałeś…
               - To nic takiego- skłamałem. Doskonale wiedziałem co się dzieje. Zemdlałem z przemęczenia. Jak tak dalej pójdzie to wyląduje w szpitalu, albo od razu wyślą mnie do jakiejś kliniki by mnie leczyć z wyszukanych u mnie chorób.
               - „Nic takiego”- powiedziała rysując w powietrzu cudzysłów i jednocześnie próbując naśladować mój głos.- Jestem Twoją przyjaciółką i wiem kiedy „nic takiego” się nie dzieje, a kiedy jednak COŚ się dzieje- powiedziała krzyżując ręce na piersi.- Wiem, że coś jest nie tak. Od początku roku chodzisz jakiś inny…
               - Nic się nie stało!- przerwałem jej niemal krzycząc.- Nie musisz się tak o mnie troszczyć! Nie jestem małym dzieckiem i wiem kiedy coś się dzieje! Poradzę sobie z tym sam!
               I wtedy znów to poczułem. Policzek znów zaczął mnie piec od uderzenia Santany. Nigdy nie zrozumiem skąd u niej tyle siły na to wszystko. Mogę się założyć, że znokautowałaby niejednego kolesia ze szkolnej drużyny footballowej. Do tego jej psychika i siła woli jest znacznie silniejsza niż moja.
               Otworzyłem oczy, gdyż musiałem je zamknąć by jakoś złagodzić ból. Zobaczyłem przed sobą Santanę ubraną w szkolny strój cheerleaderek i rozpuszczonych włosach, które swobodnie opadały jej na ramiona. Nie była zła, ani wściekła. Nie. Ona była przestraszona. Patrzyła na mnie przestraszonymi oczyma i wtedy to zrozumiałem. Jestem dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Wie o mnie więcej niż moi rodzice. Niż ktokolwiek na całym świecie. Łzy napłynęły mi do oczu i ani mi się śniły by je powstrzymywać.
               - No chodź tu- wyciągnęła ku mnie rękę i przysnęła się bliżej.- Pamiętaj kocie, że na przyjaciół się nie krzyczy. Na nich się wrzeszczy i czasem policzkuje w razie potrzeby- uśmiechnęła się ciepło i przytuliła mnie mocno.- No więc o co chodzi?
               Otarłem oczy i uśmiechnąłem się do niej jeszcze raz. Starałem się usiąść wygodnie, ale nie mogłem siedzieć spokojnie i mówić jej tego co zaszło i w dodatku mam to mówić przy Darrenie! Przecież on trzyma z Lucy, bynajmniej tak mi się zdaje. A jak wszystko im wygada i będą torturować mnie na śmierć?
               - No więc…- zacząłem spokojnie przypominając sobie tę okropną chwilę w której zobaczyłem mój samochód, a raczej arcydzieło do niego podobne.- Skończyłem lekcje i wyszedłem ze szkoły na parking, i wtedy zauważyłem, że mój samochód jest zniszczony…- spojrzałem ukradkiem na przyjaciółkę i miałem cichą nadzieję, że nie wybuchnie furią.
               - Jak to „zniszczony”?- zapytała Santana unosząc jedną brew.
               - No chyba komuś się nie spodobał i wypisał na nim bzdury i dodał nawet prezent- mimo napływających do oczu łez i strachu starałem się obrócić to w żart, by Santana nie zrobiła głupstwa.
               - Co wypisał i jaki prezent?- zapytała, a jej oczy płonęły żywym ogniem. Mógłbym przysiąść, że przez chwilę w jej oczach można było dostrzec czeluście piekła.
               - Pisali, że ma stąd odejść i wrzucili mu do paczki przerobione zdjęcia- odezwał się nagle Darren.
               Odwróciłem się i spojrzałem na niego z szeroko otwartą buzią i nie mogłem wymówić ani jednego słowa. Niby skąd ON mógł coś takiego wiedzieć? Przecież na parkingu nie było jego samochodu. Zaraz, on w ogóle ma jakiś samochód?
               - Słucham?- Santana spokojnie zapytała, ale można było wyczuć wściekłość w jej słowach.- Chris- zwróciła się do mnie.- To prawda?
               Spojrzała mi głęboko w oczy, tak, jak nikt inny nie potrafi. Nikt oprócz niej nie umie mi zajrzeć w nie tak głęboko i dostrzec niemalże moją duszę i umysł.
               Nie mogłem odwrócić wzroku. Nie potrafiłem. Za każdym razem, gdy Santana patrzyła mi głęboko w oczy czułem się jak zahipnotyzowany. Nie mogłem oderwać wzroku, a język sznurował mi się i nie mogłem wymówić ani jednego słowa.
               Pokiwałem powoli głową, ze strachu, że zaraz znów zostanę spoliczkowany, że dopiero teraz jej o tym powiedziałem. Wtedy zauważyłem, że jej wzrok przechodzi ze mnie na Darrena i poczułem gęsią skórę na moim ciele i usłyszałem jak Darren głośno przełyka ślinę.
               - No więc Darren- zaczęła ostrożnie.- Skąd wiesz co było napisane na aucie i co więcej co znajdowało się w paczce?- zapytała z taką mocą w głosie, że omal nie spadłem z kanapy.
               Darren spuścił wzrok na swoje ręce, które nerwowo leżały na kolanach. Cały się trząsł i myślałem, że zaraz stąd ucieknie i poleci gdzieś, gdzie go moja przyjaciółka nie znajdzie.
               Właściwie to teraz jak o tym myślę, to to naprawdę dziwne, że wiedział co było w paczce. Napisy mógł widzieć z daleka, ale paczka? I wiedział, że chodzi o zdjęcia, więc musiał je widzieć… Musiał widzieć te cholerne zdjęcie, które ktoś przerobił dla głupiego żartu. Widział to, dzięki czemu ryczałem kilka godzin i nie miałem siły na nic.

Darren

               Niepotrzebnie się odzywałem!
               Niepotrzebnie mówiłem co było w paczce i co było napisane na aucie!
               Teraz pewnie gdy oni dowiedzą się prawdy nici z uczenia się i całej przyjaźni! Teraz pewnie Santana zabije mnie samym wzrokiem, a nawet jak przeżyję to Chris nawet na mnie nie spojrzy. No chyba, że z pogardą.
               Naprawdę nie wiem po co zgodziłem się zanieść tę głupią paczuszkę pod jego auto, skoro widzę jak przy mnie reaguję i wiem co odczuwam w środku jak jestem przy nim. Wpakowałem się w jedno wielkie bagno!
               - No więc?- zapytała Santana.
               Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Bałem się wszystkiego. Wszystko co bym powiedział i tak nie będzie tym, co chcą usłyszeć.
               Co powinienem zrobić?
               Powiedzieć prawdę i tym samym zostać zabitym przez Santanę i totalnie skreślonym z życia Chrisa? Przecież dopiero ich poznałem! A może powinienem skłamać? Tak. Chris pewnie czeka aż powiem, że tylko widziałem napisy, ale kurde co powiem na zdjęcia? Kłamstwo będzie się ciągnąć i ciągnąc, aż wyjdzie na jaw i stracę to, co mógłbym zyskać.
               Nie mam innego wyboru. Powiem i prawdę.
               - Wiem co był napisane na aucie, wiem o zdjęciach w paczce i wiem, że Chris ryczał przy aucie i zostawił je przed szkołą- spojrzałem na Chrisa z żalem i bólem w oczach, a jego reakcja była taka, jakiej się spodziewałem. W oczach pojawiły mu się łzy, a usta zasłonił dłonią.- Wiem to wszystko, bo to ja podrzuciłem paczkę ze zdjęciami…
               - Co?!- wrzasnęła Satana wstając.
               - Podrzuciłem paczkę ze zdjęciami, ale nie wiedziałem co w niej jest- spojrzałem na Chrisa i miałem nadzieję, że chociaż on zaraz nie rzuci się na mnie z pazurami.
               Nie. Chris taki nie był. Nie rzuciłby się na mnie. Nie mógłby. Jeśli jest tym, którego spotykam każdej nocy we śnie, to nie zrobiłby tego. Ale teraz? Gdy wie, że to ja podrzuciłem mu paczkę? Czy mógłby się na mnie rzucić? Nawet gdyby tak było, pozwoliłbym mu na to. Zasłużyłem sobie na taki los.
               - Chcesz powiedzieć, że podrzuciłem paczkę ze zdjęciami Chrisowi?- zapytała Santana krzyżując ręce na piersi. Jej mina przypominała minę wilka, który czeka cierpliwie aż w końcu ofiara będzie słaba.- W ogóle jakie to były zdjęcia?
               - Uprawiałem seks z chłopakiem…- odezwał się chłopak, lecz nawet na nikogo nie spojrzał. Głowę miał zwieszoną, ramiona luźne, a po policzkach nie leciały mu żadne łzy.
               - Chris, to nie najlepsza pora na takie sprawy. Zresztą, co Ty gadasz? Wiem, że jesteś prawiczkiem- powiedziała robiąc niesmaczną minę.
               - To było na zdjęciach…- podniósł głowę do góry i o dziwo nie płakał. Wyglądał zwyczajnie. Jakby wcale się tym nie przejmował, ale każdy wie, że w środku toczyła się walka uczuć.- Ktoś umiał je przerobić jak profesjonalista. Wyglądały realnie, bardzo realnie.
               Santana zaniemówiła. Chyba nawet ona nie mogła przewidzieć tego, co mogło się znajdować na zdjęciach. Nikt nie mógł. Ale ktoś mógł to powstrzymać. I tym kimś byłem ja. Mogłem zajrzeć do paczki wcześniej, albo po prostu nie podejmować się tego „zadania” jak to określił Zac.
               Zac… To wszystko przez niego… Gdy tylko go dorwę pożałuje, że się urodził i dał mi tę cholerną paczuszkę.
               - Przepraszam- powiedziałem wstając. Santana już miała zatrzymać mnie gestem ręki lecz byłem szybszy.- Nie dawaj mi kazań. Pogadamy o tym później. Zajmij się Chrisem, a ja idę załatwić jedną nieciekawą sprawę.
               - Nieciekawą sprawę…- powiedziała Santana podchodząc bliżej mnie.- Ja też muszę załatwić nieciekawą sprawę. Nieciekawą i nieprzyjemną dla Ciebie mój drogi- uśmiechnęła się po czym uderzyła mnie kolanem w brzuch.
               Jezu! Ile ta dziewczyna ma siły!
               Stałem na trzęsących się nogach łapią się za brzuch i co chwilę zerkając czy nie nadchodzi kolejny cios ze strony Santany. Ona mogłaby powalić całą armię!
               - Widzisz teraz prawie jesteśmy kwita- powiedziała łapiąc moją twarz i ściskać ją mocno szepnęła- Chris cierpi psychicznie, a Ty fizycznie. Jeszcze jeden taki numer, a wylądujesz w grobie gościu- syknęła niczym wąż i puściła mnie.
               Podniosła zaciśniętą w pięść rękę i już szykowała się do uderzenia, gdy przemówił Chris.
               - Dość. W moim domu nie będzie żadnych bijatyk- powiedział z mocą w głosie, której jeszcze u niego nie słyszałem.- Santana uspokój się, a Ty- zwrócił się do mnie, lecz nie zaszczycił mnie spojrzeniem.- Wynoś się z mojego domu, no chyba, że mój prywatny ochroniarz ma Cię wyprowadzić.
               Prywatny ochroniarz? Pewnie chodzi mu o Santanę, ech. Wolę nie ryzykować i wyjść niż zostać wyrzuconym przez dziewczynę, która mogłaby pokonać całą armię.
               Spojrzałem na Chrisa ostatni raz, ale oczywiście on patrzył w inna stronę, a na sobie czułem wzrok jego przyjaciółki. Nie chciałem na nią patrzeć, bo wiem, że pewnie zamieniłbym się w słup soli lub w kamień.
               Ogarnąłem się i bez słowa ruszyłem w stronę drzwi nadal czują na sobie wzrok prywatnego ochroniarza Chrisa.
               Chris… Pierwszy i zarazem ostatni raz w jego domu. Pierwsze i zarazem ostatnie spotkanie na osobności. Nie! Nie ostatnie. I nie pierwsze. Odwróciłem się i spojrzałem na niego. Wtedy mnie zamurowało. Wyglądał jak chłopak z moich snów, a raczej z pierwszego snu, w którym go spotkałem. Oczy miał czerwone od łez, mimo, że starał się to ukryć.
               Wtedy po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem, że totalnie spieprzyłem sprawę i będę długo starał się wszystko wyprostować. A jeszcze nie tak dawno udało mi się wyjść na prostą i ułożyć sobie życie. Nawet dobre życie w szkole, a jeszcze lepsze w snach.
               Chwyciłem za klamkę i wyszedłem z domu. Pod drogą przypadkowo kopnąłem czyjeś kluczyki.
               Klucze od domu? Nie. To od samochodu.
               Samochód!
               Przycisnąłem guzik wyłączający alarm i zauważyłem, że samochód Santany jest teraz otwarty. Mógłbym nim poszukać Zaca i skończyć z nim. Ale opłaca się wziąć, a raczej ukraś auto Santany? Po tym wszystkim co robiłem? Zresztą… I tak mnie nie lubi i chce mnie zabić, więc raz się żyje.
               Podbiegłem szybko do auta, wsiadłem za kierownicę, włożyłem kluczyk i przekręciłem go budząc samochód do życia i odjechałem w stronę domu Lucy, gdyż pewnie Zac balował teraz z większością ważnych osób w szkole. 

Santana

               Patrzyłam z mordem w oczach jak ten gnój wychodzi za drzwi.
               Nie mogłam uwierzyć, że on podłożył tę paczkę ze zdjęciami. A myślałam, że ci dwaj się zejdą i będę szczęśliwą druhną na ślubie dwóch gejów.
               - Głupio wyszło.- szepnął Chris uśmiechając się lekko.- Nic nie czuję. Żadnego smutku, radości, żalu, wściekłości… Zupełnie nic.
               - Opowiem Ci co się stało na przyjęciu to od razu się uśmiechniesz kocie- objęłam go ramieniem i w tym samym czasie usłyszałam, że jakiś samochód odjeżdża z pod domu. Nie mógł to być samochód Chrisa bo on stał przy mnie. Żadnego innego nie było, gdy zajechałam, a mój samochód przecież nie odjedzie beze mnie.
               - Santana… Chyba samochód Ci ucieka- powiedział Chris patrząc w stronę okna.
               Szybko podbiegłam do jednego z okien, odsłoniłam firankę i zobaczyłam, że mój samochód jedzie sobie, a za jego kółkiem siedzi Darren!
               - Gnój zajebał mi auto- powiedziałam odwracając się do Chrisa.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział czwarty.


ROZDZIAŁ CZWARTY

Chris

                Śnię o pięknym letnim dniu. Zielonym parku, kolorowych kwiatach i nim. Śnię o chłopaku, którego widuję w snach od jakiegoś czasu. Czekoladowe oczy, czarne, kręcone włosy, dobrze zbudowana sylwetka i ten jego niebiański uśmiech, dla którego mógłbym zabić.
                Idzie w moją stronę, a ja czuję się jak w niebie. Nie czuje rumieńców na twarzy, ale i tak jestem podniecony i… Chętny. Chciałbym teraz rzucić mu się w ramiona. Wypłakać się i opowiedzieć o całym dniu, który dla mnie już się skończył, a dla innych dopiero się zaczyna. Stoi naprzeciw mnie i widzę, że jego czekoladowe oczy są pełne bólu. Wyciągam rękę, a przez jego twarz przechodzi cień uśmiechu. Uśmiechu, za który mógłbym zabić. Chwyta mnie za nią i przyciąga mocno do siebie uniemożliwiając jakąkolwiek czynność.
                Stoimy wtuleni w siebie przez jakiś czas i nie chcę odchodzić. Nie chcę się budzić. Nie chcę wrócić do tej szarej rzeczywistości, w której moje życie jest beznadziejne. Chcę zostać tutaj. Przy chłopaku z moich snów. Chcę czuć jego słodki zapach, jego dotyk i magiczną atmosferę, która szybuje wokół nas nie pozwalając czemukolwiek się do nas zbliżyć.
                Głowę mam przyciśniętą do jego klatki piersiowej i jedną ręką dotykam piersi, by wyczuć bicie jego serca, które tak bardzo mnie podnieca. Czuję jak biję w ten nasz magiczny rytm i wiem, że on pragnie mnie tak samo jak ja go. Wiem to, bo nasze serca wybijają idealny rytm, nawzajem się dopełniając. Wiem to, bo czuję jego wzwód. Przycisnął mnie tak mocno do siebie, że nie mogłem się ruszyć. Jedyne co czułem to jego słodki zapach, niebiański dotyk, bicie naszych serc i jego rosnący wzwód.
                Odchyla mi lekko głowę do tyłu i patrz mi w oczy nic nie mówiąc. Nachyla się całuje mnie w czoło, po czym chwyta moją głowę i zaczyna delikatnie całować moje usta. Czuć jego usta na swoich to coś niewyobrażalnie przyjemnego. Mimo, że to sen, to i tak czuję wszystko jakbym śnił na jawie. Nie chcę się budzić. Chcę tylko, aby on mnie tak całował przez wieki.
                Wszystko dzieję się powoli. Dotyk i pocałunek trwa wiecznie i nie obchodzi mnie, że to sen. Ale tak jak każdy inny sen, ten musi się skończyć i tego się boję. Nie chcę się budzić bez niego u boku. Nie chcę przez całe życie iść sam, a z nim spotykać się tylko w snach, w których czuje się pewien siebie i tak… Nieswojo.
                Nagle zaczynam słyszeć dzwonek do drzwi i wszystko zaczyna znikać. Chłopak uśmiech się na pożegnanie, a w jego oczach kryją się łzy, których pewnie zaraz ujrzą światło dzienne. Spoglądam w górę i widzę jasne światło. Ostatni raz spoglądam w dół by ujrzeć mojego wybranka, ale go już tam nie ma. Mój sen przestał istnieć, i wracam teraz do beznadziejnej, szarej rzeczywistości.
                Otwieram oczy i natychmiast sięgam po telefon by sprawdzić, która jest godzina. Jest pięć po osiemnastej. Spoglądam na drzwi i już wiem, kto stoi za nimi. Owijam się kocem i dreptam do drzwi nie zważając na to jak wyglądam. Chwytam za klamkę i z lekkim przerażeniem otwieram leniwie drzwi.
                Darren już zdążył się odwrócić i zejść ze schodków prowadzących do domu, ale gdy tylko usłyszał dźwięk otwierających drzwi natychmiast się odwrócił. Spojrzał na mnie i jakby odetchnął z ulgą. Na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech i gdy zbliżał się coraz bardziej drzwi miałem ochotę uciec. Jeszcze nikt tak na mnie nie działał. Nikt poza chłopakiem z moich snów, który pewnie żyję gdzieś na drugim końcu świata nie mając pojęcia o tym, że ktoś taki jak ja śni o nim co noc.
                - Cześć- powiedział podnosząc rękę w geście przywitania.- Myślałem, że się obraziłeś i nie masz ochoty ze mną gadać…
                Podniosłem rękę dając mu znać by przestał. Już raz słyszałem to wszystko, więc nie chciałem słucha tego znów. Odszedłem do drzwi i ruszyłem w stronę kanapy widząc kątem oka, że Darren niepewnie wchodzi do domu i delikatnie zamyka za sobą drzwi.
                - Mieszkam sam- powiedziałem siadając na kanapie i ogarniając jakoś stolik i resztę okolicy.- Nie musisz być taki delikatny.
                - Nie chciałem trzaskać- uśmiechnął się ściągając kurtkę.- Widać, że spałeś, więc nie chcę teraz być jakoś specjalnie głośno.
                - Spoko- uśmiechnąłem się i nadal nie mogłem uwierzyć, że ON jednak tutaj przyszedł.- Posprzątam, a potem pójdę po zeszyt i możemy zaczynać.
                - Spoko, poczekam. Czekałem pięć minut przed drzwiami, więc poczekam jeszcze pięć- zaśmiał się i podszedł do kanapy kładąc torbę przy niej. Podniósł ze stolika resztkę lodów, po czym spojrzał na misia.- Depresja?
                Zacisnąłem usta w ciężkiej linii zwijając koc i spuściłem głowę w dół. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Przecież nie powiem mu, że zalałem się łzami, bo ktoś przebił mi opony w samochodzie i dorzucił ładny prezent w postaci przerobionych zdjęć.
                W moich oczach zaczęły się wzbierać łzy i nie wiedziałem co mam zrobić. Szybko zwinąłem koc i położyłem go na kanapie mrugający oczami by powstrzymać łzy.
                - Hej, wszystko okej?- zapytał podchodząc do mnie.- Nie wyglądasz najlepiej. Coś się stało?
                Nie wytrzymałem. Runąłem na ziemię zalany łzami. Zwinąłem się w kulkę i zacząłem szlochać jeszcze głośniej. Zrobiło mi się strasznie zimno, a przed oczami zaczęły mi migać czarne plami, które powoli zasłaniały mi wszystko co widziałem. Słyszałem stłumiony głos Darrena. Chyba krzyczał moje imię, a ja nie byłem w stanie mu odpowiedzieć. Nie byłem w stanie się ruszyć. Zemdlałem.

Santana

                Siedzę na tej nudnej imprezie od kilku minut i już mam jej dość. Nie wiem po jaką cholerę zapisywałam się do cheerleaderek skoro i tak robię tylko za tło. Kilka salt, szpagat i miejsce w środku piramidy, kiedy tam „najbardziej utalentowana” pokraka, która nawet nie umiem wody wlać do czajnika stoi na czubku piramidy i szczery te swoje ząbki.
                A jeśli już mowa o tej jędzy, to gdzie ona jest? Widziałam ją tylko jak wchodziła do domu, a potem od razu znikła. Dziwne.
                Rozejrzałam się po pokoju, w którym trwa całą impreza i nigdzie jej nie znalazłam. Pierwsza myśl jaka przychodzi mi do głowy to to, że teraz pewnie jest zamknięta w swoim różowym pokoiku i pieprzy się ze swoim głupim facetem, który nie umie odróżnić piłki od balonu. Ale o dziwo on ze swoją ekipą zombie jest tutaj i co więcej, idzie w moją stronę.
                Jezu.
                - Siema kotku- powiedział David siadając na miejscu obok mnie i obejmują mnie ramieniem.
                - Cześć- uśmiechnęłam się słodko i zbliżyłam się do niego tak, że teraz moja twarz była niedaleko od jego twarzy.- Jeśli jeszcze chcesz obmacywać baloniki swojej dziewczyny, to lepiej zabierz to Twoje ręko podobne coś, albo Ci je zmiażdżę. Rozumiesz?- szepnęłam.
                David zaśmiał się i przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie. Kurde, co on wyprawia?
                - Jesteś taka zabawna kotku- przejechał mi dłonią po policzku, a ja o mały włos nie zwymiotowałam. Ale z drugiej strony skoro on chce się bawić, to przecież nie będę grać niedostępnej. Może w końcu się coś ruszy na tej imprezie.
                - Ja jestem zabawna, a Ty seksowny i gorący- przegryzłam wargę i patrząc na niego swoim uwodzicielskim wzrokiem położyłam mu dłoń na klatkę piersiową i zaczęłam zjeżdżać coraz niżej. Czułam jak się spina i słyszałam jego przyśpieszony oddech i gwiazdy jego kolegów. Spojrzałam na nich i powoli oblizałam górną wargę. Wszyscy zaczęli gwizdać jeszcze głośniej, a to dopiero początek. Niech się kochaniutki David przekona co dla niego zaplanowałam.
                - Zrobiło się strasznie tłoczno, nie sądzisz kotku?- zapytał David odgarniając mi kosmyk włosów na ucho.
                Spojrzałam na niego, po czym na jego kolegów i znów powoli oblizałam dolną wargę. Ich miny mówiły same za siebie. Chłopcy byli napaleni i nie zdziwiłabym się jakby zaraz znaleźli sobie jakieś napalone, puste cheerleaderki i zaczęli się z nimi rżnąć w łazience czy w pokoju.
                - Chodźmy na górę- szepnęłam do ucha Davidowi.- Znajdziemy jakiś wolny pokój i będę mogła zacząć zabawę.
                - No i to mi odpowiada- jego oczy były rozpalone pożądaniem, a miejsca w spodniach robiło się coraz mniej.
                Wstałam i poprawiłam swój uniform po czym chwyciłam go za rękę. Chłopak wstał i przyciągnął mnie do siebie obejmując moje plecy i zjeżdżając rękoma coraz niżej. Złapałam go za ręce i podsunęłam je od moich pleców.
                - Jeszcze nie teraz, nie teraz- szepnęłam uwodzicielsko i poczułam jak wzdryga się na dźwięk mego głosu.- Idę jeszcze do toalety, a Ty ruszaj już do pokoju i przygotuj się, bo to co tam zobaczysz będzie Ci towarzyszyć do końca życia.
               Mrugnęłam do niego oczkiem, posłałam buziaczki jego kolegom i odeszłam próbując ruszać pupą jak nasza wspaniała Lucy. Odchodząc słyszałam jak każdy z nich komentuje to co się stało i to, że pozwoliłam mu się uwieść. Durnie.
               Oczywiście to, że idę do łazienki było jednym wielkim kłamstwem tak jak to, że się z nim teraz zabawię. Chociaż to drugie to po części prawda. Ja się zabawię, ale on niestety nie. Nie wiem na co liczą dzisiejsi chłopcy, ale ode mnie na pewno tego nie dostaną.
               Weszłam dyskretnie do kuchni mijając obleśnie całujące i macające się szkolne pary. A pomyśleć, że mogłam być jedną z nich. Fu! Zaczęłam szukać czegoś, co pomogłoby mi związać tego debila i dać mi się nim zabawić.
               Wszędzie są jakieś płatki odchudzające, krzyże i inne pierdoły, którymi może się zajmować rodzina tej suki. Nic innego im w głowie tylko ranne wyjście do kościoła całą kochając się rodzinką, wspólne niedzielne obiadki i pokazywanie całemu światu, że to rodzina idealna. Aż się rzygać chce.
               W szafce z narzędziami znalazłam kilka metrów dość grubego sznura, którego pewnie ten mięśniak tak szybko nie przerwie. Teraz tylko trzeba poszukać czegoś, czym go obrzucę, a potem lecieć na górę. Wychodząc z kuchni zauważyłam dużą torbę psiej karmy i to ona dała mi pomysł na nową zabawę. Szybko zaczęłam szukać jakiegoś woreczka, do którego mogłabym zapakować trochę karmy. Gdy znalazłam woreczek i zapełniłam go psią karmą szybko ruszyłam na górę tak, aby nikt nie widział co trzymam w ręku. Jeszcze ktoś mógłbym mnie przyłapać i cały plan szlag trafi.
               Idę korytarzem i szukam pokoju, w którym mam się zabawić z tym palantem. Gdyby jeszcze zostawił po sobie jakiś ślad lub coś. Chcesz śladu Santano? To go otrzymujesz. Przed drzwiami do jednego z pokoi stoją jego buty. Otwieram powoli drzwi i wkopuję je do środka, a sama stoję na korytarzu.
                - David?- pytam lekko ściszonym głosem, aby kogoś czasem nie przestraszyć. Na szczęście odpowiada mi osoba, której szukam.
                - Jestem w łazience- krzyczy.- Rozbiorę się i zaraz do Ciebie przyjdę kotku.
                Nic nie odpowiadam i tylko wchodzę do pokoju szybko chowając wszystkie rzeczy pod łóżko. Gdy stoję przed lustrem i poprawiam dekolt góry mojego uniformu z łazienki wchodzi David w samych bokserkach. Co dziwne nie chce mi się rzygać.
                W lustrze widzę jak szczerzy się do mnie. Szybko się odwracam i pokazuję mu, że ma usiąść.
                W lustrze widzę jak szczerzy się do mnie. Szybko się odwracam i pokazuję mu, że ma usiąść.
                - Pomyślałem, że bokserki będziesz chciała zdjąć sama, więc je zostawiłem- powiedział siadając na łóżku.
                - Dobrze myślałeś- powiedziałam siadając obok niego i przegryzając wargę. Wiem jak to na niego działa. Za każdy razem gdy to przy nim robię ten się wzdryga i zaczyna szybciej oddychać.- Ale zanim zdejmę Ci bokserki i zacznę zabawę muszę Cię do niej przygotować- David spojrzał na mnie pytająco, gdy sięgnęłam po poduszkę i ściągnęłam z niej poszewkę.- Zawiążę Ci oczy, a potem Cię zwiążę- wyciągnęłam z pod łóżka sznur, który znalazłam w kuchni.- Nie bój się, to nie będzie bolało- nachyliłam się mu do ucha i szepnęłam po czym przejechałam palcem wskazującym po jego torsie i zatrzymałam się przy gumce bokserek. Lekko ja odchyliłam i puściłam szybko. Oczywiście na Davidzie zrobiło to takie wrażenie, jakbym powiedziała, że chcę go teraz i tutaj.
                - Więc od czego zaczynamy?- jego głos był cichszy, a oddech strasznie przyśpieszony.
                Usiadłam za nim na łóżku. Powoli i seksownie złożyłam poszewkę na pół i zaczęłam mu ją wiązać z tyłu głowy tak, że teraz nie widział już nic. Wstałam z łóżka i kazałam mu położyć się i unieść ręce w górę. Nachylałam się nad nim tak, że moje włosy muskały jego twarz. Przywiązałam mu jedną i drugą rękę do szczebelków łóżka i ruszyłam ku nogom. Je zawiązałam nieco mocniej, by czasem czegoś nie wyrwał.
                - Teraz mógłbyś otworzyć oczy, ale niestety masz je zasłonięte, więc nici z napawania się widokiem moich piersi- uśmiechnęłam się w stylu jędzy i wyciągnęłam spod łóżka miód i łyżeczkę.- Będziesz trochę się lepił, ale to nic. Wszystko zliżemy.
                David zaczął warczeć i ruszać biodrami w górę i w dół. Chyba nie może się już doczekać, a mi tak przyjemnie się patrzy na widok uwiązanego chłopaczka, który zaraz przejdzie piekło.
                - Nie możesz się odzywać!- warknęłam na niego, a on zrobił smutną minę.- Przecież nie chcemy aby ktoś nas usłyszał.
                Usiadłam na nim okrakiem czując jego wzwód i odkręciwszy słoik z miodem oblizałam łyżkę. Nawet nie wiem po co ją ze sobą wzięłam, skoro miód mogę na niego wylać prosto ze słoika.
                - Teraz poczujesz na swojej skórze miód, który potem zostanie z Ciebie zlizany. Podoba Ci się?- zapytałam powoli przechylając słoik. David pokiwał głową i oblizał wargi.
                Ze słoika zaczął wylewać się miód wprost na jego klatkę piersiową. Najlepsze jest to, że David serio myśli, że mogłabym mu to wszystko lizać. Wstałam z niego i powoli wylewałam miód wzdłuż jego klatki piersiowej. Dotarłam do brzucha i lekko ściągnęłam mu bokserki odsłaniając włosy łonowe. Tam wylałam resztę miodu.
                - Mam nadzieję, że Ci się podoba, bo to jeszcze nie koniec- sięgnęłam po woreczek z psią karmą i wysypałam zawartość na chłopaka.
                - Hej, co to?- zapytał podnosząc głowę.
                - Płatki, przecież nie będę tak tego lizać, wolę coś jeszcze zjeść.
                - Aaa, no spoko- wyszczerzył się, a ja przewróciłam oczami.
                - Idę się przebrać, zaraz wracam- nie czekając na odpowiedź wyszłam z pokoju i udałam się na szybkie poszukiwanie psa.
                Oczywiście nie musiałam długo go szukać, gdyż wystarczyło tylko wyjść na zewnątrz i udać się do jego jakże pięknej budy. Zachęcać też go nie trzeb było. Poszedł za mną jak tylko pomachałam mu przed nosem woreczkiem z karmą. Jak dobrze, że po drodze zahaczyłam o kuchnię.
                Dotarłam do pokoju i przytrzymałam psa, bo ten od razu rzucił się w stronę łóżka.
                - Hej, hej!- zawołał David.- Słyszę psa! Kto tutaj wszedł?
                - To tylko ja, nie wrzeszcz tak- uciszyłam go.- Pies warczał pod drzwiami, musiałam go wpuścić. Chyba ma tutaj swoją siedzibę.
                - On nie ma tutaj swojej siedziby! On zaczął warczeć bo mnie nie lubi!- krzyknął spanikowany i zaczął się wyrywać.
                - Serio?- zapytałam tonem słodkiej idiotki i momentalnie puściłam psa. Ten szybko rzucił się na łóżko i zaczął zjadać karmę. David zaczął krzyczeć, więc szybko pobiegłam do łazienki po jego koszulkę, zwinęłam i u wsadziłam mu w usta.- Teraz słuchaj co mam Ci do powiedzenia. Kiwnij raz głową na znak, że rozumiesz- chłopak kiwnął szybko głową, a ja uśmiechnęłam się złośliwie i kontynuowałam.- Więc tak. Po pierwsze jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie kotkiem to nie będę patrzeć, że ktoś stoi obok, tylko zdzielę Cię przy wszystkich, rozumiesz?- kiwnął powoli głową, a ja uśmiechnęłam się jeszcze bardziej.- Po drugie, nie jestem jakąś tanią dziwką jak koleżaneczki Twojej dziewczyny, więc nie próbuj mnie poderwać, bo Ci się nie uda. Po trzecie- nachyliłam się i szepnęłam mu ostro do ucha.- Jeśli jeszcze raz ktoś z Twojej bandy tknie Chrisa to obiecuję, że osobiście zgniotę Ci i innym jaja. Kumasz?
                David pokiwał głową, a pies zjadł już całą karmę rozsypaną po chłopaku i zabrał się za zlizywanie miodu. Aż dziwne, że go lubi. Stanęłam przy oknie i obserwowałam całe zajście śmiejąc się pod nosem, gdy nagle zadzwonił mój telefon.
                - Chris?- szepnęłam sama do siebie widząc jego numer.- Cześć kocie- powiedziałam, ale gdy odpowiedział mi ktoś inny od razu stanęłam wryta. Okazało się, że po drugiej stronie nie jest Chris, tylko Darren!- Ale zaraz... Jak to? Okej. Zaraz będę.
                Spojrzałam na Davida pękającego ze strachu przed psem, który tak ładnie na nim siedział i warczał. Bez zastanowienia podeszłam do łóżka i pogłaskałam Davida mrucząc słodkie pożegnanie po czym szybko wybiegłam z pokoju udając się na zewnątrz, by szybko dotrzeć do domy swojego przyjaciela.

____________________________________________________________________________

No i wreszcie go napisałem! Nawet nie wiecie jak się cieszę, że udało mi się odzyskać większą część tekstu. Pewnie nie wiecie o co chodzi, ale to tam kit. Pisałem rozdział i prąd wyłączyli na całej ulicy i taka trochę dupa... Ale! Jest, więc możecie czytać.

sobota, 23 marca 2013

Rozdział trzeci.

ROZDZIAŁ TRZECI

                Na ostatnich lekcjach byłem nieprzytomny. Cały czas myślałem o wieczorze, który spędzę z Darrenem. Chłopakiem, przy którym serce bije mi jak szalone, a krew w żyłach się gotuje z podniecenia. Nie mogę przestać patrzeć mu w oczy i słuchać jego czarującego głosu. Świat mi się kurczy do naszej dwójki, a nogi robią się gumowe. Podsumowując jest źle, a nawet bardzo źle.
                Wychodząc z klasy spojrzałem na Darrena, który najwidoczniej już wybrał sobie grupkę. Gadał sobie teraz z Lucy, która miała ten swój chytry uśmieszek i coś tutaj było nie tak. Nigdzie nie było widać Davida, ani reszty tej popapranej bandy. Oboje spojrzeli na mnie i momentalnie poczułem, że policzki mi płoną. Darren posłał mi ciepły uśmiech, a Lucy patrzyła obojętnie tym swoim twarzopodobnym czymś. Nie czekając aż ktoś na mnie naskoczy, wyszedłem z klasy i kątem oka zauważyłem, że Darren również to robi. Mam nadzieję, że go nie spotkam.
                Idę do swojej szafki ciesząc się, że nikt mnie nie zaczepił i nie zbluzgał za bycie homoseksualistą. Santana skończyła już lekcje, więc pewnie teraz siedzi w domu i szykuje jakieś ubrania na imprezę, na którą oczywiście nie chce pójść. Ale co zrobić. Jest w drużynie i musi jakoś uczcić swoje zwycięstwo z innymi dziewczynami, które nie są zbyt inteligentne. Można je nazwać takimi ludzkimi osami, które są na usługach swej królowej- Lucy. Schowałem książki do szafki, a zeszyty wcisnąłem do swoje torby, gdyż miałem dziś pomóc nowemu z materiałem.
                - Cześć Chris- usłyszałem ten ciepły głos i już było po mnie. Policzki zapłonęły mi różowością, a nogi zaczęły robić się jak z waty. Zamknąłem szafkę i odwróciwszy głowę uśmiechnąłem się ciepło.
                - Hej Darren- powiedziałem bardziej piskliwie niż mogłem to sobie wyobrazić. Patrzyłem na niego i nie mogłem uwierzyć, że on wpatruje się we mnie tak… Tak inaczej niż wszyscy!
                - Chciałem tylko o coś zapytać, a właściwie dać Ci coś- uśmiechnął się i wyciągnął z kieszeni kartkę. Wręczył mi ją, a gdy nasze palce się spotkały na kartce, ja odżynałem w świat bez wyzwisk, kpin, śmiechu i gnębienia.- Hej, żyjesz tam?- zapytał machając mi ręką przed oczami.- Jeśli przeszkadzam to powiedź.
                O rany! Ale wpadłem! Teraz wyjdzie na to, że wcale go nie słucham i mam go gdzieś!
                - Nie!- powiedziałem szybko unosząc dłonie.- Wszystko jest okej, tylko po prostu się zamyśliłem i tak wiesz…
                - Odpłynąłeś- dokończył za mnie zdanie i momentalnie się zarumienił. Czyżbym nie tylko ja czuł się nieswojo w tej rozmowie?
                - Tak, dokładnie- powiedziałem uśmiechając się i otwierając karteczkę, którą mi dał.
                - To mój numer telefonu- powiedział wkładając ręce do kieszeni.
                No nie wierzę! Przed chwilą się rumienił, a teraz jest taki wyluzowany, jakby chodziło o jakąś błahostkę. „No bo przecież chodzi o błahostkę” syknęła moja podświadomość, a ja potaknąłem i wyciągnąłem kartkę, by zapisać mu swój numer.
                - Masz, to mój- powiedziałem wręczają mu karteczkę z moim numerem telefonu.
                - Super- uśmiechnął się ciepło i zapisując numer w swoim telefonie.- No to widzimy się o osiemnastej, tak?
                - Tak- uśmiechnąłem się szeroko.- Zeszyty mam już spakowane- podniosłem torbę do góry pokazując mu jej zawartość.- To chyba wszystkie, jakie będą potrzebne.
                - Nie wiedziałem, że będzie tego aż tak dużo…- powiedział drapiąc się w tył głowy.- Myślisz, że przerobimy to w jeden wieczór?
                O Boże! Co on kombinuje?
                - Myślę, że jeśli będziemy się dobrze uczyć, a raczej Ty, to zdążymy. Najwyżej inne materiały przerobimy potem- powiedziałem obojętnie, a w duszy skakałem z radości myśląc, że mógłbym spędzić z nim nie tylko jeden wieczór, a dwa!
                - Myślę, że nie zdążymy, gdyż nie należę do pilnych uczniów i pewnie będę starał się odbiec jak najdalej od nauki- uśmiechnął się wścibsko, jakby chciał mi zrobić na złość.
                Spojrzałem na niego ze znakiem zapytania, a ten tylko uśmiechnął się ciepło i znów był tym słodkim chłopakiem, którego poznałem kilka godzin wcześniej. Nie wiem jak on może tak szybko zmieniać nastrój. Może jest po prostu dobrym aktorem i cały czas maskuje swoje prawdziwe oblicze?
                - W takim razie świetnie. Powiem pani dyrektor, że nie chciałeś się uczyć, tylko gadałeś o tym, jak bardzo chciałbyś to i tamto- powiedziałem mrużąc oczy.
                - Wcale nie będzie tak łatwo, prawda?- zapytał przegryzając wargę.
                - Nie e- powiedziałem robiąc minę smutnego psa.- Jestem dobrym uczniem i nie pozwolę, abyś zepsuł mi reputację.
                - Reputacja?- zapytał ze zdziwieniem.- Przecież ona i tak nie jest najlepsza- powiedział z grymasem na twarzy.
                Otworzyłem buzię ze zdziwienia i zamrugałem kilka razy myśląc, że to jakiś koszmar. Jak on mógł tak powiedzieć? W ogóle skąd on to może wiedzieć? Przecież wcale mnie nie zna. I skoro moja reputacja jest taka zła, to po cholerę prosi mnie o pomoc w nauce?
                - Słuchaj…- powiedział łagodnie patrząc na mnie. W jego oczach kryło się poczucie winy i… Smutek?- Ja nie chciałem tego powiedzieć. Nie wiem co mi strzeliło do głowy.
                Podniosłem rękę każąc mu przestać.
                - Przestań. Nie chcę tego słuchać. Poszukaj sobie kogoś innego do pomocy w nauce. Ja mam złą reputację, wiec pewnie będziesz uważany za debila jak będziesz ze mną gadał. Do widzenia- powiedziałem odwracając się i idąc w stronę wyjścia.
                - Chris- szepnął chwytając mnie za ramię.- Ja serio nie chciałem, przepraszam.
                - Nie chciałem, ale to tak samo z siebie wyszło- powiedziałem rzucając przez ramię.- Idę do domu, jak coś to możesz przyjść o osiemnastej, no chyba, że będziesz zajęty.
                - Nie będę zajęty. Miałem iść na imprezę, ale odmówiłem, bo miałem się uczyć z Tobą.
                - No to super, do wieczora, cześć- powiedziałem odchodząc.
                Nawet nie chciałem się odwracać. Nie chce na niego patrzeć. Pewnie teraz wygląda na smutnego i te wszystkie, a co tak naprawdę się w nim skrywa? Co jeśli to tylko jakiś głupi żart? Przecież on rozmawiał z Lucy, a ona miała ten swój podły uśmiech, jakby coś knuła. Co jeśli ona powiedziała, ze ma tak zrobić i koniec? Znam Lucy od kilku lat i wiem jaka jest. Wiem co może zrobić, by kogoś pogrążyć. Tylko czemu chce pogrążyć mnie?
                Szedłem korytarzem nie patrząc na innych. Wbiłem wzrok w ziemię, a w oczach zbierały misie łzy. Jak mogłem myśleć, że on jest inny niż cała reszta? Eh, chyba nigdy nie znajdę nikogo z kim będę mógł spokojnie pogadać. Oprócz Santany oczywiście. Ta dziewczyna jest jak skarb. Śliczna, mądra, utalentowana, miła, a zarazem wredna i ostra jak Lucy. Wyszedłem ze szkoły i ruszyłem prosto na parking za szkołą, by wsiąść do swojego auta i pojechać wreszcie do domu.
                Na parkingu nie było nikogo, a przecież lekcje się już skończyły i teraz powinno się tutaj roić od ludzi. Przeszedłem kilka metrów i stanąłem jak wryty. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Opony w moim samochodzie zostały przebite, a na szybkach i masce było coś napisane. Podszedłem bliżej zakrywając ręką usta i powstrzymując łzy. Na oknach i masce były napisane obraźliwe teksty i wyzwiska, a przy oponach stała mała paczuszka. Podszedłem do samochodu i schyliwszy się chwyciłem paczuszkę i wyciągnąłem z niej kopertę. W kopercie były zdjęcia, na których byłem ja i jacyś inni chłopacy uprawiający seks. Szybko podarłem przerobione zdjęć i schowałem je do paczuszki i wtedy zauważyłem, że jest tam jeszcze liścik. Powoli i ze strach wyciągnąłem go i przeczytałem przełykając ślinę.
                „Wynoś się stąd pierdolony pedale!”
                Z oczu jeszcze bardziej poleciały mi łzy, a nogi się ugięły pod moim ciężarem i runąłem na ziemię. Nie wiem ile czasu tam tak siedziałem i płakałem. Kilka minut, może ponad godzinę. Nie wiem. Wiem tylko, że chcę teraz wrócić do domu i wypłakać się w poduszkę, zjeść lody, przytulić się do misia i obejrzeć jakiś film, który pozwoli mi zapomnieć o tym wszystkim.
                Wstałem z ziemi i otarłem łzy. Po kilku minutach mogłem ruszyć do domu, bo swoim autem nie dam rady tam dojechać. Ostatni raz spojrzałem na biedne auto, które podarował mi tata i nadal nie mogłem uwierzyć, że ktoś mógł zrobić coś tak okropnego. Wyrzuciłem paczuszkę ze zdjęciami i liścikiem do najbliższego śmietnika i ruszyłem do domu.
               
                Siedziałem na kanapie jedząc lody śmietankowe i przeskakując na kanały na kanał w telewizorze. Znów zbierało mi się na łzy, więc odłożyłem lody i położyłem się mocno przytulając do siebie misia. Zamknąłem oczy, by zasnąć i zapomnieć o tym wszystkim co mnie dziś spotkało i nagle odezwał się mój telefon. Leniwie sięgnąłem po telefon i przeczytałem wiadomość od Santany.
                 „Cześć kocie! Wiem, że miałam Cię przyszykować do dzisiejszej randki, ale muszę skoczyć tu i tam, a potem idę na tę idiotyczną zabawę z plastikami. Także trzymam kciuki i powodzenia na randce. Kocham Cię xoxo.”
               
Odłożyłem telefon i zamknąłem oczy i starałem się zasnąć. Po kilku minutach już spałem. Śniłem o nowej szkole. Lepszej szkole. O szkole, w której tolerują homoseksualistów i nikt nikogo nie gnębi za to, że jest się innym.

____________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo trzeba było czekać na kolejny rozdział, ale miałem pełno spraw na głowie i zero weny. Dopiero dzisiaj jakoś tak mnie wena dopadła i zacząłem tworzyć.Rozdział jest chyba nieco dłuższy niż poprzednie dwa i mam nadzieję, że się spodoba.

środa, 20 lutego 2013

Rozdział drugi.

ROZDZIAŁ DRUGI

                Wszystkie dziewczyny wychodziły już z szatni i oczywiście nie mogły przejść spokojnie. Każda z nich rzuciła mi spojrzenie typu „wynoś się stąd.” Olałem to i oparłem się o ścianę czekając na swoją przyjaciółkę. Nadal nie mogłem opanować emocji. Nie wiem czemu on tak na mnie działa, i nie wiem czemu, ale jak mam z nim zamienić chociaż słowo, to czuję, że policzki mi płoną, a krew się we mnie gotuje. Nie z zdenerwowania, ale chyba z podniecenia… Jeszcze nigdy tego nie czułem. Nie wiem do czego mam to porównywać.
                Z szatni wyszła Santana z miną zabójcy i aż miałem strach się do niej w tej chwili odezwać. Poprawiła włosy i gdy tylko mnie zobaczyła uniosła jedną brew, a potem rozszerzyła oczy i wydęła usta w niebiańskim uśmiechu. Nienawidzę jej intuicji. Zawsze wie o co chodzi. Chodzę na te zajęcia teatralne, a ona rozszyfrowuje mnie w mniej niż minutę. To nie jest normalne.
                - Widziałeś go!
                To nie było pytanie, ale kiwnąłem głową, a ona chwyciła mnie za rękę i pociągnęła kierując nas do schowka woźnego.
                - Gadaj jak wygląda- powiedziała cała podekscytowana.
                - Jak ma wyglądać?- starałem się to powiedzieć jakoś obojętnie, ale jak tylko o nim myślę, to mam motylki w brzuchu i krew się we mnie gotuje.- Normalnie… Ma czarne włosy i takie tam- wzruszyłem ramionami.
                - No i tylko tyle?- zapytała robiąc minę „och, serio tylko tyle?”
                - No tak, tylko tyle- powiedziałem przewracając oczami.- Siedzi ze mną w ławce- starałem się to powiedzieć jakoś normalnie, ale mój głos teraz przypominał pisk, więc było już po mnie.
                - Podoba Ci się- powiedziała szczerząc się i otwierając drzwi schowka.- No wyłaź już. Trzeba to dobrze rozegrać, bo jeszcze możesz go odstraszysz i nici z Twojego pierwszego chłopaka.
                Spojrzałem na nią z oczami monety do tych durnych gier w świecie zabaw. No ona chyba sobie żartuje. Że niby ten nowy chłopak miał zostać moim facetem? Moim p i e r w s z y m facetem? Nie. Zdecydowanie nie. Pewnie już gdzieś chodzi z grupką popularnych.
                Szliśmy korytarzem, a Santana co chwila mówiła mi jak mam się zachowywać i co mama mówić, by go nie odstraszyć. Ona się chyba nakręciła jeszcze bardziej niż ja. Aż nie mogłem uwierzyć. Sama mówiła, że jak chłopak będzie ładny to ona go zaklepuje, a teraz co? Dawała mi wskazówki. Może była moją najlepszą przyjaciółką, ale ja znałem jej ciemną stronę, którą pokazywała tylko w sytuacjach zagrożenia.
                Doszliśmy do głównego holu i teraz czekało nas najgorsze. Przejście obok grupki popularnych, którzy jak zawsze powiedzą swoje, a w najgorszej sytuacji rzucą mną o szafkę. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na Santanę. Ta jak zawsze w tym czasie miała wzrok mordercy i mogę się założyć, że teraz jakby ktoś ją wyzwał to by tego kogoś nieźle skopała. Co prawda Santana jest dziewczyną, ale dość wybuchową i bojową. Nie da sobie w kaszę dmuchać i dlatego tak ja lubię. Ma to czego ja nie mam i to nas łączy.
                - Jesteś gotowy?- zapytała uśmiechając się do mnie.
                - Jak zawsze- odwzajemniłem uśmiech i dałem krok do przodu, gdy nagle ktoś złapał mnie za od tyłu za rękę. Nie musiałem się odwracać by wiedzieć kto to jest. Wystarczyło, że poczułem ciepły dotyk i prąd po mnie przeszedł. Odwróciłem się do Darrena i starałem się zachowywać jakoś normalnie.
                - Cały czas Cię szukam- uśmiechnął się, po czym spojrzał na Santanę i zaczerwienił się, jakby mu było głupio. Spojrzał na mnie i od razu puścił moją rękę.- Przepraszam za moje zachowanie, nie chciałem Wam przeszkadzać- spuścił głowę patrząc ukradkiem na Santanę.
                - Nie przeszkadzasz- powiedziała uśmiechając się do niego słodko i kładąc mu rękę na ramieniu. No nie! Ona zaraz z nim zacznie flirtować!- Nazywam się Santana Lopez, a Chrisa to już chyba znasz.
                 - Czemu mnie szukałeś?- zapytałem niepewnym głosem. Cholera! Muszę popracować nad nim, bo jak tak dalej pójdzie, to chłopak serio się speszy i po wszystkim.
                - Chciałem Cie poprosić  o podręcznik i wyjaśnienie tematów lekcji z zajęć teatralnych- powiedział pokazując notatki z lekcji.- W mojej poprzedniej szkole jeszcze do tego nie doszliśmy, a Wy to już kończycie. Muszę się jakoś przygotować na test końcowy, a słyszałem, że Ty jesteś najlepszym uczniem, więc pomyślałem, że mógłbyś mi pomóc.
                O raju! Jak ten chłopak na mnie działa! Za każdym razem, gdy otwiera te swoje usta, które zresztą chciałbym poczuć na swoich ja totalnie tracę głowę i nie skupiam się na niczym innym. Mogłoby się palić, walić i nie wiem co jeszcze, a ja i tak bym tam nadal stał i go słuchał.
                - Chris…- szepnęła mi do ucha Santana jednocześnie wybudzając mnie z tego dziwnego transu. Spojrzałem na nią zdezorientowany, a ona wyszczerzyła się i odwróciła mi głowę w stronę Darrena.
                - No to widzimy się o 18- powiedział uśmiechając się.- Do zobaczenia!
                Uścisnął mi dłoń i znów przeszedł mnie prąd i świat mi się skurczył tylko do naszej dwójki. Tak bardzo chciałem, a by ta chwila została wiecznie, ale on puścił moją dłoń i pomachał Santanie odchodząc. Patrzyłam jak odchodzi i wydawało mi się, że czas płynie wolniej. Specjalnie dla mnie, jakbym umiał nad nim panować.
                - No obudź się zakochańcu- powiedziała Santana uderzając mnie zeszytem w ramię.
                Otrząsnęłam się z tego snu na jawie i spojrzałem na nią pocierając ramię.
                - Tak właściwie, to co się stało?- zapytałem odwracając się i idą w wcześniej wybranym kierunku.
                - Jakbyś nie wiedział, to załatwiłam Ci randkę z Darrenem o 18 u Ciebie- powiedziała podskakując lekko.- Nie musisz mi dziękować- uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłem uśmiech.
                Zaraz! Co?!
                Jak ona mogła mi załatwić randkę z tym chłopakiem, skoro on nawet nie jest gejem. Wyczułbym to. I gdzie ja do cholery wtedy byłem jak ona o tym mówiła? A no tak… Pogrążyłem się w świecie fantazji.  W świecie, w którym istnieje tylko Darren i ja.
                - Santana, ale jak Ty mogłaś mi załatwić randkę z tym nowym?- zapytałem przez zęby patrząc na nią w ukosa. Jeszcze nigdy nie byłem na nią tak wściekły jak teraz. Ale z drugiej strony chciałem ją przytulić i zacząć dziękować za to co zrobiła. Cholera! Jestem całkowicie zagubiony w swoich uczuciach!
                - No normalnie głuptasie- powiedziała wznosząc oczy ku niebu.- On się pytał kiedy mu możesz pomóc, a Ty stałeś całkiem nieprzytomny, więc musiałam przejąć pałeczkę- wyszczerzyła się i wzniosła głowę na znak triumfu.
                - Normalnie Cię kocham- powiedziałem rozszerzając ręce by przytulić przyjaciółkę.- Jesteś…
                - Głupia- przerwał mi dziewczęcy głos, który nie wróżył nic dobrego.
                Gdy zobaczyłem morderczy wzrok Santany nie miałem ochoty wcale się odwracać. Wiedziałem, że osobę, którą tam zobaczę mógłbym wziąć i wyrzucić przez okno z najwyższego piętra w szkole. Pohamowując złośliwe uwagi i nerwy odwróciłem się i spojrzałem na Lucy i stojącego obok Davida.
                - Czego chcecie?- zapytała Santana podchodząc do Lucy i patrząc na nią groźnie.
                - Chciałam Ci tylko przypomnieć, że dziś wieczorem jest impreza, na której niestety musisz być, bo świętujemy naszą wygraną- uśmiechnęła się wścibsko Lucy i wręczyła Santanie zaproszenie. Spojrzała na mnie i wzdrygnęła się.- Niestety dla Ciebie nie mam- zrobiła smutną minę i pomrugała oczami.- Nie chcemy, aby jakiś chłopak bał się, że zaczniesz do niego startować lub go zgwałcisz- zaśmiała się odwracając się do Davida.- Idziemy już- po tych słowach bez niczego odeszła ciągnąc za sobą swojego chłopaka, który miał jądra zamiast mózgu.
                - Pieprzyć ją- powiedziała Santana drąc zaproszenie na imprezę.- Idziemy na lekcje i potem musimy Cię przygotować do randki- powiedziała łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w stronę Sali.

wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział pierwszy.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Siedziałem z Santaną przy naszym stoliku, który nigdy nie był jakoś specjalnie oblegany. W końcu nasz stolik został postawiony między kujonami, a ludźmi, którzy żyją w świecie wirtualnym. Santana wyglądała dziś tak pięknie, że nie mogłem oderwać od niej oczu. Swoje krucze włosy miała lekko opuszczone na ramiona, a biała koszula i czarna marynarka świetnie współgrały z obcisłą sukienką kończącą się przed kolanami i czarnymi  butami na koturnie.  Do tego hipnotyzujące oczy i wspaniała latynoska uroda robią wrażenie. Zdecydowanie wyglądała najlepiej ze wszystkich dziewczyn w szkole.
                - Czemu się tak we mnie wpatrujesz?- zapytała odkładając swoją porcję frytek i przyglądają mi się bacznie.
                - Po prostu wyglądasz przepięknie- powiedziałem uśmiechając się.
                - Dzięki za komplement- podziękowała mrugając do mnie oczkiem.- Gdybyś nie był gejem i moim przyjacielem, to bym pomyślała, że jesteś zakochany- zaśmiała się wstając i podnosząc swoją tacę z jedzeniem.- Ja już idę. Mam teraz zajęcia dodatkowe, czyli trening z cheerleaderkami- powiedziała patrząc na cheerleaderki ze złością i ogniem w oczach.
                Nadal nie mogłem uwierzyć, że ta piękna dziewczyna ma drugie oblicze. Oblicze, którego mi brakuje. Santana była piękna i miła, ale potrafiła dokopać nawet największemu członkowi drużyny footballu. Strasznie zazdrościłem jej tego żaru i pewności siebie. W szkole chyba nie było osoby, której by się Santana bała.
                - No to cześć- powiedziała uśmiechając się i odchodząc.- Widzimy się na następnej przerwie- rzuciła przez ramię.
                Patrzyłem jak moja najlepsza przyjaciółka odchodzi, a wszystkie oczy spoglądały tylko i wyłącznie na nią. Chłopcy patrzyli na nią z podziwem i pożądaniem w oczach, a dziewczyny z zazdrością i wściekłością. W końcu, co się dziwić. Santana była jedyna latynoską w szkole, i do tego była olśniewająco piękna. Krucze włosy, zgrabna sylwetka i hipnotyzujące oczy, które nie jednego chłopaka wprowadzały w zachwyt i powodowały chwilowy paraliż niektórych części ciała budziły podziw. Dziewczyny z młodszych klas patrzyli na nią z jeszcze większym podziwem niż chłopcy. Pewnie nie jedna marzyła o tym, aby być Santaną przez jeden dzień. Dzwonek na kolejną lekcję zabrzmiał wręcz idealnie. Zdążyłem już zjeść i wyjść z tego lochu tortur zwanego stołówką.
                Teraz w szkole panowała wielki harmider, gdyż kolejną lekcją były zajęcia dodatkowe. Santana wraz z innymi dziewczynami z szkolnej drużyny cheerleaderek ćwiczyły teraz nowe układy w Sali gimnastycznej, a chłopcy z drużyny footballu biegali za piłką na boisku. Na szczęście ja nie muszę biegać za piłką i się przy tym pocić. Jako zajęcia dodatkowe wybrałem to, co kocham, czyli teatr. Zajęcia teatralne były dość wyczerpujące, gdyż prowadziła je Dyrektor Castilo. Dla niej szkoła o scena, a życie to teatr, więc zawsze nam powtarza, że nie możemy zapomnieć kim jesteśmy i po co tutaj przybyliśmy. 
                 No właśnie. Kim jesteśmy i po co tutaj przybyliśmy? Większość szkoły, to osoby, które nie mają jakiegoś większego znaczenia w etykietkach. Co jakiś czas pierwsze klasy startują na króla lub królową balu i do szkolnego samorządu, ale i tak im się nie udaje. Te posady SA zaklepane od kilku lat, więc co się dziwić? Żaden nowy uczeń nie dostanie korony. Przecież Lucy by nie wytrzymała, gdyby musiała zatańczyć z jakimś frajerem. Ech, nienawidzę jej.  Na całe szczęście nie chodziła ona na zajęcia teatralne, więc mogłem spać spokojnie. Na teatr chodzili dość kulturalni i cywilizowani ludzie.
                Gdy doszedłem do klasy wszyscy już w niej siedzieli, ale nie było w niej pani dyrektor. Odetchnąłem z ulgą uśmiechając się do klasy i powędrowałem do swojej ławki, która była na samym końcu klasy. Pewnie się dziwicie, czemu się tak wystraszyłem, ale pani Castilo jest strasznie czuła na punkcie punktualności i dobrych manier. My nie możemy się spóźniać na jej zajęcia, ale ona może przyjść dwadzieścia minut po dzwonku. Oczywiście zawsze nas wtedy przeprosi i wytłumaczy całe zajście, a niekiedy odpuści nam pracę domową. My to wszystko oczywiście rozumiemy, w końcu to dyrektor szkoły i ma na głowie dużo spraw.
                Siedziałem w ostatniej ławce przeglądając Facebooka w telefonie, gdy nagle do klasy weszła dyrektorka, a tuż za nią jakiś chłopak. Wszyscy wymienili spojrzenia na widok nowego ucznia, a ja aż odłożyłem telefon z zachwytu.
                Większość plotek okazało się nieprawdą, gdyż ten chłopak w stu procentach nie był blondynem i na pewno nie pochodził z Afryki. Co prawda miał czarne włosy, ale to tylko włosy, które muszę przyznać, były dość dziwne. Miał w nie wpakowane tonę żelu, a to już lekka przesada.
                - Witam Was wszystkich- w klasie zabrzmiał głos pani dyrektor, i wszyscy natychmiast schowali telefony i wprasowali się.- Przepraszam za spóźnienie, ale musiałam jeszcze podpisać kilka dokumentów i przyprowadzić nasz nowy nabytek- zaklaskała i wskazała klasie nowego chłopaka. Nadal nie mogłem się otrząsnąć. Nie dojść, że był dość wysoki i dobrze zbudowany, to jeszcze zabójczo przystojny i miał dobry gust! Widać, że zna się na modzie i miał swój styl.
                - Cześć- przywitał się kiwając ręką.- Nazywam się Darren Anderson i będę chodzić z Wami do szkoły przez najbliższe lata- uśmiechnął się i spojrzał na dyrektorkę. Ta odwzajemniła uśmiech i przemówiła.
                - Wszyscy zapewne się bardzo cieszymy, że zdecydowałeś się dołączyć o naszej klasy- powiedziała już nieco ciszej.- A teraz zajmuj miejsce obok…- rozejrzała się po klasie, aż w końcu jej oczy natrafiły na moją ławkę.- Usiądź obok Chrisa- na dźwięk swojego imienia aż zadrżałem. Rozszerzyłem oczy i spoglądałem to na dyrektorkę to na nowego. Szedł tak powoli i nieśmiało. Widać było, że się wstydzi, a do tego miał usiąść obok mnie. – Chris to nasz najlepszy uczeń, więc myślę, że pomoże Ci zapoznać się z tematem naszych zajęć.
                Darren usiadł na krześle obok mnie, a ja po raz pierwszy tak się stresowałem przy chłopaku. Nie wiem co w nim było takiego niezwykłego, ale nie mogłem się skupić na niczym innym.
                - Cześć- szepnął wyciągając do mnie rękę w geście przywitania. Za każdym razem, gdy otwierał swoje usta, ja traciłem głowę i nie słyszałem nic innego.
                Spojrzałem na niego próbując się uśmiechnąć. Nie mogłem pozwolić na to, by on zauważył mój stres. Ręce mi drżały, a serce biło jak szalone. Jestem pewien, że jakby w klasie zapanowała cisza, to wszyscy wokół by je usłyszeli. Przełknąłem ślinę i wyciągnąłem ku niemy rękę. Wyszeptałem jakoś przywitanie i uścisnąłem jego dłoń. I wtedy mnie trafiło.
                Gdy dotknąłem jego dłoni to myślałem, że świat skurczył się tylko do naszej dwójki. Ciepło jego rak rozeszło się po moim ciele i niemalże się rozpłynąłem. Jeszcze nigdy nie było ze mną tak źle jak teraz. Gadałem z wieloma chłopakami, którzy na jakiś tam sposób mi się podobali, ale ten to co innego. Gdy mówi do mnie nawet to głupie „cześć” to ja natychmiast słyszę tylko jego głos i nic innego. Z dotykiem jest jeszcze gorzej. Świat mi się minimalizuje i zostaje czarna pustka, a w niej nasza dwójka. Byłbym spokojny, gdybym znał go od jakiegoś czasu. Mógłbym się wtedy zakochać, ale ja znam go od kilku minut, i wiem tylko jak się nazywa. To wręcz niedorzeczne.
                Dalszą część lekcji siedziałem cicho, przesuwając co jakiś czas podręcznik na środek ławki, by Darren mógł zobaczyć zdjęcia lub przepisać jakiś cytat. Oczywiście unikałem kontaktu wzrokowego i dotyku. Gorzej było z mową, bo jednak nie mogłem mu zatkać ust. A tak bym chciał. Chciałbym, aby on był normalnym chłopakiem, a nie jakimś gościem, co wpływa na mnie gorzej niż piwo.
                Gdy zadzwonił dzwonek, ja szybko spakowałem swoje rzeczy i wybiegłem z klasy nie patrząc na Darrena i resztę. Biegłem korytarzem rozglądając się w poszukiwaniu Santany. Gdy nie było jej na piętrze, na którym miałem lekcję pobiegłem w kierunki sali gimnastycznej.

____________________________________________________________________________


No i mamy już pierwszy rozdział. Wydaje mi się trochę krotki, ale myślę, że na początek taki może być. No to miłego czytania czy co tam sobie chcecie i liczę na jakieś komentarze ._. 

niedziela, 10 lutego 2013

Prolog.



Kolejna nudna lekcja hiszpańskiego minęła znacznie szybciej niż wszystkie inne. Pewnie dlatego, że wszyscy nauczyciele zostali wezwani do gabinetu dyrektora. Oczywiście nam uczniom nic nie powiedziano, ale z tego co słyszałem od szkolnych plotkar, to mają dzisiaj podjąć decyzję o przyjęciu nowego ucznia. Cała szkoła huczy w plotkach na jego temat. Wiemy, że na sto procent to chłopak i, że przeniósł się do nas z Nowego Jorku. Kto normalny przenosi się z Nowego Jorku na nasze zadupie znane Limą?  Jedni mówią, że jest on blondynem, a drudzy, że wręcz przeciwnie. Jedna trzecia szkoły uważa, że to będzie jakiś „dziki mieszkaniec Afryki.” Co jest totalną bzdurą.
             Ja osobiście uważam, że nie będzie on żadnym dzikusem, choć może mieć czarne włosy i niebieskie oczy. Tak. To zdecydowanie ten typ. Mój typ. Ale pewnie jak zawsze wyjdzie na to, że plotki okażą się prawdą, albo przyjedzie do nas kolejny Azjata. Już mi go szkoda. Oni wszyscy trzymają się razem i wiedzą wszystko. To mega dziwne. Ech. Tak czy siak nie będę miał na co liczyć. W szkole jestem jedynym jawnym gejem, a chłopcy patrzą na mnie tylko wtedy, gdy chcą mną rzucić o szafki lub skrytykować moje i tak beznadziejne życie. Lecz mimo wszystkich wyzwisk i głupich zachowań lubię je i nie chciałbym być nikim innym. Nazywam się Chris Hummel i jestem dumny z bycia jedynym jawnym gejem w szkole, a nikomu nic do tego.
Stałem przy mojej szafce, wpatrując się w szkolny obiekt pożądań i westchnień czyli Davida Evansa. Głównego rozgrywającego w szkolnej drużynie footballu i chłopaka największej suki, jaka chodziła po tej ziemi- Lucy Agron. Nie wiem co on w niej widzi, ale to całkiem zrozumiane. Przecież jestem gejem, ale z drugiej strony nie wiem co ona widzi w nim. Jestem homoseksualistą, ale on jakoś do mnie nie przemawia. Nie jest jakoś zabójczo przystojny, a o jego ocenach nawet nie wspomnę. Dalej nie wiem jak on zdaje do kolejnych klas, ale co się dziwić. A przepraszam! Teraz został siedzieć i powtarza rok. Jądra zamiast mózgu i kurtka drużyny robi swoje. O jego kolegach już nic nie powiem. Sperma zalała im mózgi już w pierwszej klasie, a te ich blond laleczki, to jakieś marne podróbki lalek Barbie.
- Znów wpatrujesz się w agencję towarzyską Davida?
Odwróciłem się uśmiechając na dźwięk głosu mojej najlepszej i zarazem jedynej przyjaciółki- Santany Lopez.
- Jasne- powiedziałem wzdychając ciężko i udając podekscytowanie.- Przecież nie mam nic innego do roboty, niż wpatrywanie się w te niedorobione dzieci z pękniętych kondomów.
Santana zaśmiała się i chwycisz wszy się mnie pod pachę zaczęła iść w kierunku stołówki.
- Słyszałeś plotki o nowym uczniu?- zapytała poprawiając swoje krucze włosy.- Co jak co, ale jak on będzie ładny, to ja go zaklepuje-zaśmiała się patrząc na mnie.
- Słyszałem to co Ty, a może nawet i mniej- odpowiedziałem otwierając dwuskrzydłowe drzwi stołówki.- I możesz go sobie wziąć, nie lecę na heteroseksualnych chłopaków. Wolę grać fair i startować do chłopaków ze swojej drużyny- uśmiechnąłem się lecz zaraz uśmiech zszedł mi z twarzy na widok tłumów w szkolnej stołówce.
Jak zawsze była ona zatłoczona i pachniało w niej piątkowym obiadem, czyli frytkami i kulkami ziemniaczanymi, które schodziły szybciej niż świeże bułeczki. Lecz tak jak w każdej szkolnej, w naszej stołówce nie mogło zabraknąć podziału na grupki. Przy każdym ze stołów siadała inna grupka ludzi. Na środku siedzieli popularni, czyli David i jego agencja towarzyska składająca się z cheerleaderek i jego sługusów, czyli chłopaków, którym sperma zalała mózg. Po prawej siedzieli dresy, a po lewej tak zwani "luzacy". Wiecie co łączy dresów i luzaków? Obie grupki noszą spodnie z krokiem w kolanach, i nie przejmują się za bardzo ocenami. Nadal nie wiem czemu oni jeszcze nie połączyli grup. Na rogach stołówki siedzieli ludzie, którzy nie bardzo wiedzą, gdzie mają dołączyć. Chórzyści, kujony, orkiestra- to te grupki są "nie fajne" i każdy nowy, który chce zabłysnąć w szkole ich unika.
Ja i Santana zwykle jadamy na dworze w swoim tajemnym miejscu, gdzie możemy się wydurniać i nikt nam tego nie zabroni. Ale gdy na dworze jest zimno, to tak jak każdy siadamy przy byle jakim wolnym stoliku, z którego nas nie wyrzucą. Ogólnie, to zawsze siedzimy sami, więc jedzenie na zewnątrz i wewnątrz szkoły prawie niczym się nie różni. No oprócz tego, że na zewnątrz możemy się wydurniać, a wewnątrz siedzimy cicho i szepczemy sobie to i owo. Spojrzałem na Santanę i wskazawszy głową coraz mniejszą kolejkę po jedzenie poszedłem ustać się razem z innymi, i czekać na swoją kolej.

____________________________________________________________________________

No i to by było na tyle. Prolog już jest, więc myślę, że na razie mam spokój. Teraz tylko napisać rozdział i dodać go za jakieś dwa tygodnie. Albo nawet i mnie, bo mam teraz ferie, więc będę mógł pisać całe dnie. Cieszycie się, co? Ja też nie. No to cześć i mam nadzieję, że znajdę jakieś komentarze ;)