środa, 31 lipca 2013

Rozdział piąty.




ROZDZIAŁ PIĄTY

Chris

Znów kolejny sen. Idę po złocistym piasku, a przypływające fale lekko uderzają moje stopy. Słońce świeci jak zawsze w moich snach jasno, lecz coś jest nie tak. Wszystko na pierwszy rzut oka wydaje się takie samo, ale w tym śnie brakuje tego uczucia… Uczucia, dzięki któremu zawsze czuję się bezpieczny i potrzebny.
                Stoję i czekam na niego czując, jak woda uderzająca moje nagie stopy gwałtownie zmienia temperaturę. Teraz jest zimniejsza i czuję się, jakby ktoś postawił mnie w samym środku wiaderka z lodem. Piasek też już nie jest złocisty. Teraz wygląda jakby był wymieszany z gliną i błotem. A słońce… Ono nie grzeje już tak jak wcześniej. Świeci o wiele słabiej, a jego promienie ledwo przebijają się przez nadchodzące znikąd czarne, burzowe chmury.
                Wszystko jest nie tak… Wszystko powinno wyglądać jak dawniej… Złocista plaża, promienne słońce, cieplutka woda i on. Co prawda trzy pierwsze rzeczy są, a raczej były, a jego jak nie ma tak nie ma. Już dawno powinien przybiec i uśmiechnąć się niebiańsko jak zawsze.
                Nie wiem jak taki sen mógł się zmienić w coś tak straszne… W snach zawsze chowałem się przed szarą rzeczywistością, a teraz… Szara rzeczywistość… A może to już nie sen… Może to ta szara rzeczywistość, w której jestem sam.
                Nie!
               Nie jestem w niej sam! Mam Santanę! Ona zawsze wie, co powiedzieć i zrobić. Zawsze jest przy mnie, gdy jej potrzebuję. Gdyby tutaj była, wiedziałaby, co zrobić. Wiedziałaby jak zmienić ten koszmar w piękny sen o złocistej plaży, świetlistym słońcu i ciepłej, przyjemnej wodzie. Tak bardzo mi jej tutaj brakuje.
               - Chris!
               I właśnie wtedy ją usłyszałem.
               - Chris!- poczułem piekący ból na policzku.- Jak się zaraz nie obudzisz to podrę całą Twoją kolekcję Teen Vogue.
               Od momentu, w którym Santana mnie uderzyła słyszałem każde jej słowo, ale nie miałem siły otworzyć oczu.
               Leżałem na czymś miękkim, znając życie położyła mnie na kanapę. Było mi wygodnie, nawet bardzo. Leżałem na kanapie słuchając jej kazań i nawet nie zastanawiałem się na, że głos Santany pobiega z naprzeciwka, a moja głowa leży sobie spokojne na kolanach, a to nie mogą być kolana Santany, czyli… Cholera!
               Szybko otworzyłem oczy i pierwsze co zobaczyłem to przestraszonego Darrena. Oddech miał przyśpieszony, cały się trząsł, a jego oczy były wypełnione strachem i żalem. Serce zaczęło mi szybciej bić, gdy tak na mnie patrzył. Mimo strachu  w oczach, nadal wyglądał pociągająco i nie mogłem się powstrzymać by nie spojrzeć w nie głębiej. Uśmiechnął się do mnie ciepło i wtedy znów to poczułem. Ten spokój, gdy on się uśmiecha, ciepło bijące z jego serca, uczucie, które z każdą minutą się nasila. Uczucie, którego brakowało w moim śnie.
               - Witamy wśród żywych- Santana ścisnęła moją dłoń przywołując mnie tym samym na ziemię.
               - Hej- spojrzałem na nią i kątem oka zauważyłem, że Darren się zarumienił i odwrócił głowę.
               - Martwiłam się, co się stało?- przyjaciółka spojrzała na mnie z oczami pełnymi troski i niepokoju.
               - Nie, nic… Już wszystko w porządku- powiedziałem i uświadomiłem sobie, że nadal leże na kolanach Darrena. Podniosłem się powoli, by nie wzbudzić podejrzeń Santany i uśmiechnąłem się ciepło do kolegi, a ten odwzajemnił uśmiech.
               - Przecież widzę, że coś jest nie tak. Zemdlałeś…
               - To nic takiego- skłamałem. Doskonale wiedziałem co się dzieje. Zemdlałem z przemęczenia. Jak tak dalej pójdzie to wyląduje w szpitalu, albo od razu wyślą mnie do jakiejś kliniki by mnie leczyć z wyszukanych u mnie chorób.
               - „Nic takiego”- powiedziała rysując w powietrzu cudzysłów i jednocześnie próbując naśladować mój głos.- Jestem Twoją przyjaciółką i wiem kiedy „nic takiego” się nie dzieje, a kiedy jednak COŚ się dzieje- powiedziała krzyżując ręce na piersi.- Wiem, że coś jest nie tak. Od początku roku chodzisz jakiś inny…
               - Nic się nie stało!- przerwałem jej niemal krzycząc.- Nie musisz się tak o mnie troszczyć! Nie jestem małym dzieckiem i wiem kiedy coś się dzieje! Poradzę sobie z tym sam!
               I wtedy znów to poczułem. Policzek znów zaczął mnie piec od uderzenia Santany. Nigdy nie zrozumiem skąd u niej tyle siły na to wszystko. Mogę się założyć, że znokautowałaby niejednego kolesia ze szkolnej drużyny footballowej. Do tego jej psychika i siła woli jest znacznie silniejsza niż moja.
               Otworzyłem oczy, gdyż musiałem je zamknąć by jakoś złagodzić ból. Zobaczyłem przed sobą Santanę ubraną w szkolny strój cheerleaderek i rozpuszczonych włosach, które swobodnie opadały jej na ramiona. Nie była zła, ani wściekła. Nie. Ona była przestraszona. Patrzyła na mnie przestraszonymi oczyma i wtedy to zrozumiałem. Jestem dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Wie o mnie więcej niż moi rodzice. Niż ktokolwiek na całym świecie. Łzy napłynęły mi do oczu i ani mi się śniły by je powstrzymywać.
               - No chodź tu- wyciągnęła ku mnie rękę i przysnęła się bliżej.- Pamiętaj kocie, że na przyjaciół się nie krzyczy. Na nich się wrzeszczy i czasem policzkuje w razie potrzeby- uśmiechnęła się ciepło i przytuliła mnie mocno.- No więc o co chodzi?
               Otarłem oczy i uśmiechnąłem się do niej jeszcze raz. Starałem się usiąść wygodnie, ale nie mogłem siedzieć spokojnie i mówić jej tego co zaszło i w dodatku mam to mówić przy Darrenie! Przecież on trzyma z Lucy, bynajmniej tak mi się zdaje. A jak wszystko im wygada i będą torturować mnie na śmierć?
               - No więc…- zacząłem spokojnie przypominając sobie tę okropną chwilę w której zobaczyłem mój samochód, a raczej arcydzieło do niego podobne.- Skończyłem lekcje i wyszedłem ze szkoły na parking, i wtedy zauważyłem, że mój samochód jest zniszczony…- spojrzałem ukradkiem na przyjaciółkę i miałem cichą nadzieję, że nie wybuchnie furią.
               - Jak to „zniszczony”?- zapytała Santana unosząc jedną brew.
               - No chyba komuś się nie spodobał i wypisał na nim bzdury i dodał nawet prezent- mimo napływających do oczu łez i strachu starałem się obrócić to w żart, by Santana nie zrobiła głupstwa.
               - Co wypisał i jaki prezent?- zapytała, a jej oczy płonęły żywym ogniem. Mógłbym przysiąść, że przez chwilę w jej oczach można było dostrzec czeluście piekła.
               - Pisali, że ma stąd odejść i wrzucili mu do paczki przerobione zdjęcia- odezwał się nagle Darren.
               Odwróciłem się i spojrzałem na niego z szeroko otwartą buzią i nie mogłem wymówić ani jednego słowa. Niby skąd ON mógł coś takiego wiedzieć? Przecież na parkingu nie było jego samochodu. Zaraz, on w ogóle ma jakiś samochód?
               - Słucham?- Santana spokojnie zapytała, ale można było wyczuć wściekłość w jej słowach.- Chris- zwróciła się do mnie.- To prawda?
               Spojrzała mi głęboko w oczy, tak, jak nikt inny nie potrafi. Nikt oprócz niej nie umie mi zajrzeć w nie tak głęboko i dostrzec niemalże moją duszę i umysł.
               Nie mogłem odwrócić wzroku. Nie potrafiłem. Za każdym razem, gdy Santana patrzyła mi głęboko w oczy czułem się jak zahipnotyzowany. Nie mogłem oderwać wzroku, a język sznurował mi się i nie mogłem wymówić ani jednego słowa.
               Pokiwałem powoli głową, ze strachu, że zaraz znów zostanę spoliczkowany, że dopiero teraz jej o tym powiedziałem. Wtedy zauważyłem, że jej wzrok przechodzi ze mnie na Darrena i poczułem gęsią skórę na moim ciele i usłyszałem jak Darren głośno przełyka ślinę.
               - No więc Darren- zaczęła ostrożnie.- Skąd wiesz co było napisane na aucie i co więcej co znajdowało się w paczce?- zapytała z taką mocą w głosie, że omal nie spadłem z kanapy.
               Darren spuścił wzrok na swoje ręce, które nerwowo leżały na kolanach. Cały się trząsł i myślałem, że zaraz stąd ucieknie i poleci gdzieś, gdzie go moja przyjaciółka nie znajdzie.
               Właściwie to teraz jak o tym myślę, to to naprawdę dziwne, że wiedział co było w paczce. Napisy mógł widzieć z daleka, ale paczka? I wiedział, że chodzi o zdjęcia, więc musiał je widzieć… Musiał widzieć te cholerne zdjęcie, które ktoś przerobił dla głupiego żartu. Widział to, dzięki czemu ryczałem kilka godzin i nie miałem siły na nic.

Darren

               Niepotrzebnie się odzywałem!
               Niepotrzebnie mówiłem co było w paczce i co było napisane na aucie!
               Teraz pewnie gdy oni dowiedzą się prawdy nici z uczenia się i całej przyjaźni! Teraz pewnie Santana zabije mnie samym wzrokiem, a nawet jak przeżyję to Chris nawet na mnie nie spojrzy. No chyba, że z pogardą.
               Naprawdę nie wiem po co zgodziłem się zanieść tę głupią paczuszkę pod jego auto, skoro widzę jak przy mnie reaguję i wiem co odczuwam w środku jak jestem przy nim. Wpakowałem się w jedno wielkie bagno!
               - No więc?- zapytała Santana.
               Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Bałem się wszystkiego. Wszystko co bym powiedział i tak nie będzie tym, co chcą usłyszeć.
               Co powinienem zrobić?
               Powiedzieć prawdę i tym samym zostać zabitym przez Santanę i totalnie skreślonym z życia Chrisa? Przecież dopiero ich poznałem! A może powinienem skłamać? Tak. Chris pewnie czeka aż powiem, że tylko widziałem napisy, ale kurde co powiem na zdjęcia? Kłamstwo będzie się ciągnąć i ciągnąc, aż wyjdzie na jaw i stracę to, co mógłbym zyskać.
               Nie mam innego wyboru. Powiem i prawdę.
               - Wiem co był napisane na aucie, wiem o zdjęciach w paczce i wiem, że Chris ryczał przy aucie i zostawił je przed szkołą- spojrzałem na Chrisa z żalem i bólem w oczach, a jego reakcja była taka, jakiej się spodziewałem. W oczach pojawiły mu się łzy, a usta zasłonił dłonią.- Wiem to wszystko, bo to ja podrzuciłem paczkę ze zdjęciami…
               - Co?!- wrzasnęła Satana wstając.
               - Podrzuciłem paczkę ze zdjęciami, ale nie wiedziałem co w niej jest- spojrzałem na Chrisa i miałem nadzieję, że chociaż on zaraz nie rzuci się na mnie z pazurami.
               Nie. Chris taki nie był. Nie rzuciłby się na mnie. Nie mógłby. Jeśli jest tym, którego spotykam każdej nocy we śnie, to nie zrobiłby tego. Ale teraz? Gdy wie, że to ja podrzuciłem mu paczkę? Czy mógłby się na mnie rzucić? Nawet gdyby tak było, pozwoliłbym mu na to. Zasłużyłem sobie na taki los.
               - Chcesz powiedzieć, że podrzuciłem paczkę ze zdjęciami Chrisowi?- zapytała Santana krzyżując ręce na piersi. Jej mina przypominała minę wilka, który czeka cierpliwie aż w końcu ofiara będzie słaba.- W ogóle jakie to były zdjęcia?
               - Uprawiałem seks z chłopakiem…- odezwał się chłopak, lecz nawet na nikogo nie spojrzał. Głowę miał zwieszoną, ramiona luźne, a po policzkach nie leciały mu żadne łzy.
               - Chris, to nie najlepsza pora na takie sprawy. Zresztą, co Ty gadasz? Wiem, że jesteś prawiczkiem- powiedziała robiąc niesmaczną minę.
               - To było na zdjęciach…- podniósł głowę do góry i o dziwo nie płakał. Wyglądał zwyczajnie. Jakby wcale się tym nie przejmował, ale każdy wie, że w środku toczyła się walka uczuć.- Ktoś umiał je przerobić jak profesjonalista. Wyglądały realnie, bardzo realnie.
               Santana zaniemówiła. Chyba nawet ona nie mogła przewidzieć tego, co mogło się znajdować na zdjęciach. Nikt nie mógł. Ale ktoś mógł to powstrzymać. I tym kimś byłem ja. Mogłem zajrzeć do paczki wcześniej, albo po prostu nie podejmować się tego „zadania” jak to określił Zac.
               Zac… To wszystko przez niego… Gdy tylko go dorwę pożałuje, że się urodził i dał mi tę cholerną paczuszkę.
               - Przepraszam- powiedziałem wstając. Santana już miała zatrzymać mnie gestem ręki lecz byłem szybszy.- Nie dawaj mi kazań. Pogadamy o tym później. Zajmij się Chrisem, a ja idę załatwić jedną nieciekawą sprawę.
               - Nieciekawą sprawę…- powiedziała Santana podchodząc bliżej mnie.- Ja też muszę załatwić nieciekawą sprawę. Nieciekawą i nieprzyjemną dla Ciebie mój drogi- uśmiechnęła się po czym uderzyła mnie kolanem w brzuch.
               Jezu! Ile ta dziewczyna ma siły!
               Stałem na trzęsących się nogach łapią się za brzuch i co chwilę zerkając czy nie nadchodzi kolejny cios ze strony Santany. Ona mogłaby powalić całą armię!
               - Widzisz teraz prawie jesteśmy kwita- powiedziała łapiąc moją twarz i ściskać ją mocno szepnęła- Chris cierpi psychicznie, a Ty fizycznie. Jeszcze jeden taki numer, a wylądujesz w grobie gościu- syknęła niczym wąż i puściła mnie.
               Podniosła zaciśniętą w pięść rękę i już szykowała się do uderzenia, gdy przemówił Chris.
               - Dość. W moim domu nie będzie żadnych bijatyk- powiedział z mocą w głosie, której jeszcze u niego nie słyszałem.- Santana uspokój się, a Ty- zwrócił się do mnie, lecz nie zaszczycił mnie spojrzeniem.- Wynoś się z mojego domu, no chyba, że mój prywatny ochroniarz ma Cię wyprowadzić.
               Prywatny ochroniarz? Pewnie chodzi mu o Santanę, ech. Wolę nie ryzykować i wyjść niż zostać wyrzuconym przez dziewczynę, która mogłaby pokonać całą armię.
               Spojrzałem na Chrisa ostatni raz, ale oczywiście on patrzył w inna stronę, a na sobie czułem wzrok jego przyjaciółki. Nie chciałem na nią patrzeć, bo wiem, że pewnie zamieniłbym się w słup soli lub w kamień.
               Ogarnąłem się i bez słowa ruszyłem w stronę drzwi nadal czują na sobie wzrok prywatnego ochroniarza Chrisa.
               Chris… Pierwszy i zarazem ostatni raz w jego domu. Pierwsze i zarazem ostatnie spotkanie na osobności. Nie! Nie ostatnie. I nie pierwsze. Odwróciłem się i spojrzałem na niego. Wtedy mnie zamurowało. Wyglądał jak chłopak z moich snów, a raczej z pierwszego snu, w którym go spotkałem. Oczy miał czerwone od łez, mimo, że starał się to ukryć.
               Wtedy po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułem, że totalnie spieprzyłem sprawę i będę długo starał się wszystko wyprostować. A jeszcze nie tak dawno udało mi się wyjść na prostą i ułożyć sobie życie. Nawet dobre życie w szkole, a jeszcze lepsze w snach.
               Chwyciłem za klamkę i wyszedłem z domu. Pod drogą przypadkowo kopnąłem czyjeś kluczyki.
               Klucze od domu? Nie. To od samochodu.
               Samochód!
               Przycisnąłem guzik wyłączający alarm i zauważyłem, że samochód Santany jest teraz otwarty. Mógłbym nim poszukać Zaca i skończyć z nim. Ale opłaca się wziąć, a raczej ukraś auto Santany? Po tym wszystkim co robiłem? Zresztą… I tak mnie nie lubi i chce mnie zabić, więc raz się żyje.
               Podbiegłem szybko do auta, wsiadłem za kierownicę, włożyłem kluczyk i przekręciłem go budząc samochód do życia i odjechałem w stronę domu Lucy, gdyż pewnie Zac balował teraz z większością ważnych osób w szkole. 

Santana

               Patrzyłam z mordem w oczach jak ten gnój wychodzi za drzwi.
               Nie mogłam uwierzyć, że on podłożył tę paczkę ze zdjęciami. A myślałam, że ci dwaj się zejdą i będę szczęśliwą druhną na ślubie dwóch gejów.
               - Głupio wyszło.- szepnął Chris uśmiechając się lekko.- Nic nie czuję. Żadnego smutku, radości, żalu, wściekłości… Zupełnie nic.
               - Opowiem Ci co się stało na przyjęciu to od razu się uśmiechniesz kocie- objęłam go ramieniem i w tym samym czasie usłyszałam, że jakiś samochód odjeżdża z pod domu. Nie mógł to być samochód Chrisa bo on stał przy mnie. Żadnego innego nie było, gdy zajechałam, a mój samochód przecież nie odjedzie beze mnie.
               - Santana… Chyba samochód Ci ucieka- powiedział Chris patrząc w stronę okna.
               Szybko podbiegłam do jednego z okien, odsłoniłam firankę i zobaczyłam, że mój samochód jedzie sobie, a za jego kółkiem siedzi Darren!
               - Gnój zajebał mi auto- powiedziałam odwracając się do Chrisa.